sobota, 30 maja 2015

Rozdzial I

O   T Y M ,   C O   S T R A C I L I Ś M Y              

W nocy nie budziły już ich własne krzyki, nie otwierali nagle oczu dysząc w ciemną noc, próbując w ciemności wyłapać kształty, odnaleźć niebezpieczeństwo do którego się przyzwyczaili. Niektórzy nawet nie wołali już imion zmarłych, którzy przedwcześnie odeszli. Przynajmniej nie działo się to wszystko często. Wojna i ofiary, jakie poniosła za sobą zostawiła piętno na każdym, nawet na tych, którzy nie doświadczyli jej na własnej skórze. Bo wojna ma jedno do siebie – nieodwracalnie zmienia ludzi. Zmienia rzeczy. Krzywi wspomnienia jak zwierciadło nieszczęścia.
Ci, którzy przeżyli musieli pogodzić się ze stratą jaką ponieśli w wyniku bitwy. Tamci, którzy przegrali musieli mieć świadomość, że przyjdzie im się podporządkować. Jeśli nie umarli jeszcze, zostało im zesłanie do Azkabanu bądź płaszczenie się, wypieranie swoich przekonań, udowadnianie niewinności. Ci byli najgorsi, śliscy i obłudni, gotowi stanąć po tej stronie, która jest w stanie zagwarantować bezpieczeństwo w danym momencie. Nie można nimi jednak gardzić – cenią swoje życie ponad wszystko inne, być może to najbardziej pozytywna cecha, którą dani obłudnicy posiadają.
Żadna wojna nie przemija bez trupów, co by się o niej nie mówiło. Żaden człowiek, który jej doświadczył nie spojrzy już na życie niewinnymi, dziecięcymi oczami.

Hermiona wyszła z windy na drugim piętrze, żeby udać się do biura swojego szefa. Miała zacięty wyraz twarzy, a wprawne oko zauważyłoby, że w dłoni ściska kartkę. Przemknęła przez główny hol niczym strzała, nie witając się z nikim. Prawie zderzyła się z Tomem, który wychodził ze swojego biura. Mężczyzna fuknął z oburzeniem, ale nie wywołało to żadnej reakcji. Hermiona pracowała tutaj już kilka lat i bardzo podobała jej się ta posada, którą grzała. Teraz jednak czuła, że coś jest nie w porządku, zagościła w niej niepewność, chociaż nic wielkiego się nie stało. Po prostu dostała przedłużenie urlopu, nic strasznego. Przedłużenie urlopu – to brzmiało jak najgorszy wyrok. Jej szef nie przedłużał nigdy urlopu bez powodu i kobieta miała prawo mieć złe podejrzenia.
Żeby tylko mnie nie wylali, żebym tylko mogła zostać, powtarzała sobie w myślach, nie zauważając, że ze zdenerwowania i strachu trzęsą się jej ręce. Nie dość, że ma wystarczająco dużo swoich problemów, to teraz jeszcze t o. Z daleka zauważyła, że biuro szefa jest otwarte, a wewnątrz stoi znajoma sylwetka.
- Nie wierzę... - mruknęła do siebie, zwalniając.
List poruszył się w jej dłoni i odruchowo ścisnęła go mocniej, żeby się nie wyrwał. Skwitował to cichym westchnięciem i zaprzestał kolejnych prób ucieczki. Wszystkie najgorsze obawy się skumulowały wewnątrz głowy kobiety. Ron z pewnością nie był tam przez przypadek. A kiedy podeszła jeszcze kilka kroków bliżej i dostrzegła sylwetkę Harry'ego, żołądek gwałtownie przypomniał o śniadaniu. Zatrzymała się przy ścianie, próbując ustabilizować oddech.
Nie chciała podsłuchiwać, ale strzępki rozmów dopływały jej uszu. Mimo wszystko pokusa, żeby wybadać sprawę była silniejsza.
– I myślicie że wypuszczę dwóch najlepszych aurorów naraz? Na ten sam czas? – głos szefa wydawał się być oburzony. Hermiona nie widziała, jak gniewnie potarł się po łysiejącej skroni w nerwowym odruchu. – A jeśli akurat wtedy przyjdzie kolejna poczta z informacjami? Jeśli cokolwiek się wydarzy? Nie chodzi nawet o to, że ja zaręczam za was i całe biuro własną głową – Ron prychnął, ściągając na siebie nieprzychylne spojrzenie, mina od razu mu zrzedła – tylko także za bezpieczeństwo całego czarodziejskiego świata – skończył i zasępił się, twarz miał pochmurną.
August Verne był mężczyzną w podeszłym już wieku, jednak zachowywał się wręcz wulgarnie i nikt oprócz Hermiony nie darzył go szacunkiem w kręgach Ministerstwa. Często mawiano, że to najgorszy departament do pracy, właśnie przez jego obecność. Mimo wszystko sprawował w nim władzę, nie można mu było odmówić przenikliwości i inteligencji. W dodatku, przy czym zawsze upierała się szatynka, jego doświadczenie pięciokrotnie przekraczało to należące do jej przyjaciół. Razem wziętych. Nie dało się ukryć, że mało kto go w ogóle lubił. A teraz to. List przedłużający urlop, Harry i Ron w jego biurze.
– Macie być na wezwanie – powiedział po długim namyśle.
– Tak! – wymknęło się Ronowi, za co od razu dostał naganne spojrzenie. Trochę skulił się w sobie, a Harry zerknął na Augusta jakby nie zrozumiał, co usłyszał.
– To znaczy, że jak się z wami kontaktuję, to nie ważne, co by się działo, stawiacie się w minutę w biurze. O każdej porze dnia i nocy.
Teraz już nawet Harry nie zdołał zatuszować uśmiechu na twarzy – okulary przechyliły się lekko, więc poprawianie ich wykorzystał na częściowe zasłonięcie tego grymasu radości i niedowierzania. Ostatnie, czego by chciał to podpaść własnemu szefowi. I to w takiej sytuacji, kiedy prosił go o przysługę. Ron za to nie wydawał się mieć z tym problemu.
– Pani Weasley dostała już list – mruknął Verne na odchodnym.
Teraz Hermiona nic już nie rozumiała. Intuicja podpowiadała jej, żeby nie wchodzić do biura szefa. Zamierzała złapać Harry'ego i Rona, żeby zapytać ich co właściwie się dzieje. Teraz miała już pewność że jej podejrzenia się spełniły i że to ma coś wspólnego z papierem, który nadal ściskała w dłoni.

W niewielkim, zadbanym ogródku przed małym domkiem można było znaleźć wiele tajemniczych ziół niewiadomego pochodzenia. Dla mugoli były to może zwykłe chwasty, ale Angelina zajmowała się przydomową zielarnią bez dwóch zdań lepiej, niż jej mąż. Chociaż to właśnie dla niego powstała ta niewielka szklarnia. Kobieta, która teraz odpoczywała na jednym z krzeseł ogrodowych, odwróciła głowę w stronę drzwi tarasowych.
– Freeed! Teddy? – krzyknęła, w jej głosie przebrzmiała nuta zaniepokojenia.
Dzieciaki cieszyły się ostatnimi dniami lata, a ona sama, korzystając z pogody, postanowiła się zająć ogródkiem. A teraz tamta dwójka zupełnie zniknęła jej z oczu. Wstała, zdecydowana ich poszukać.
Mieszkali na uboczu małego miasta w Szkocji niedaleko Glasgow odkąd Angelina oświadczyła, że jest w ciąży. George, który z całego serca chciał zapewnić im wygodne życie odkupił i własnoręcznie wyremontował domek, starając się o to, żeby nie mieli zbyt wielu sąsiadów – niepotrzebne im były mugolskie zaciekawione spojrzenia. Ich życie przypominało życie setek tysięcy par, które zamieszkiwały Szkocję. Praca, dom, później jeszcze małe dziecko. Codzienność była nużąca, ale stabilna. Angelina dobrze wiedziała, że jej mąż tego potrzebuje. Otrząsnęła się z nieprzyjemnych myśli i nadal wołając dzieci po imieniu weszła do domu.
George stał oparty biodrem o blat kuchenny. Patrzył przez okno i podskoczył lekko, kiedy usłyszał nawoływania żony. Nie odezwał się jednak, nie uważając tego za konieczne.
Czasem przychodziły takie dnie i noce, kiedy nie mógł zmrużyć oka, kiedy przed oczami ciągle na nowo pojawiał się obraz padającego na ziemię ciała, rude włosy rozsypane wkoło twarzy jak zwykle. Wkoło martwej twarzy, na której zastygł wyraz nie bólu, ale zdziwienia. Jakby pytał „czy to naprawdę już? Czy taki właśnie jest koniec?” Czym oni się od siebie różnili? To równie dobrze mógł być on – ale śmierć wybrała Freda. Kiedy nadchodziły takie momenty, George nie wychodził z domu. Nie rozmawiał z nikim więcej, niż to było konieczne. Bliscy, zwłaszcza Angelina, widzieli błysk ogromnego przygnębienia w jego oku, ale nikt nie potrafił tego zrozumieć. Nikt nie wiedział, jak to jest stracić kogoś, kto był częścią ciebie. Chociaż współczuli, to właśnie to współczucie najbardziej irytowało mężczyznę.
Na zbyt długo pogrążał się w czarnych myślach, we własnej rozpaczy. Na zbyt długo zapominał, kim jest i jakie ma obowiązki. Mąż i ojciec. Dawał prowadzić się rozpaczy, która z łatwością obejmowała go w swoje z tylko pozoru niewygodne ramiona.
George oddałby wszystko, żeby zamienić się z Fredem miejscem. On nie chciał już dłużej cierpieć ani przez to przechodzić nawet jednego dnia dłużej. Nie potrafił cieszyć się życiem, kiedy wyrwano z niego bliźniaczą połowę duszy i serca siłą. Co więcej, po tych zdarzeniach radość wydawała mu się obrzydliwa i krzywdząca wspomnienia o jego bracie. Szczery śmiech był w jego przekonaniu niewybaczalnym grzechem. Kolejny żart i psikus – plamą na honorze, na wolności czarodziejskiego świata, za którą trzeba było zapłacić krwią niewinnych.
Nikt nie wiedział, jak pomóc George'owi. Rodzina widziała, jak bardzo zmienił się na przestrzeni lat, widziała to matka – ona zawsze najlepiej wie, co dzieje się z jej dziećmi. Tym razem nie potrafiła pomóc. Angelina oparta o framugę drzwi kuchennych, niezauważona przez męża często miała wrażenie, że ją to przerasta. Że nigdy nie uda jej się zyskać w oczach męża tyle, żeby zastąpić martwego brata. Nie oczekiwała nawet, że potrafiłaby to miejsce kiedykolwiek zapełnić.
Angelina była mądrą kobietą i wiedziała, że taka nadzieja skazywałaby ją na nieustanną porażkę.
Mały Fred zbiegł z impetem po schodach tupiąc głośno i starając się łapać powietrze między salwami śmiechu, potrącając rodzicielkę w biegu. Za nim gnał roześmiany Ted. Oboje, jak to dzieci, nie zwrócili uwagi na atmosferę, która zapadła w kuchni.
Śmiech w uszach George'a zabrzmiał jak makabryczna muzyka.

Złapała tę dwójkę tuż po tym, jak wyszli z gabinetu, ale zaczęła mówić dopiero kiedy mogła mieć pewność, że niepożądane uszy nie usłyszą.
– Harry, Ron? O co chodzi?
Nie musiała nawet pytać, bo wyraz jej twarzy zdradzał, że nie zadowoli się półsłówkami ani żadną marną wymówką. Zupełnie zapomniała o liście, który nadal mięła w dłoni, na chwilę nawet wyparował niepokój o swoją posadę. Złość, że kombinują coś za jej plecami tylko urosła, kiedy mężczyźni wymienili szybkie spojrzenia. Nienawidziła nie wiedzieć. A poza tym patrząc teraz na Rona nadal czuła wyrzuty sumienia za wieczór, który, jak sądziła wcześniej, poszedł w niepamięć.
– Chcę wiedzieć, co tam robiliście i dlaczego dostałam list przedłużający urlop – przypomniała, kiedy nie uzyskała odpowiedzi na pierwsze pytanie. Intuicja podpowiadała, że te rzeczy nie wydarzyły się wcale przypadkiem.
Ron wiedział, że błędnym posunięciem było nie poinformowanie jej wcześniej o własnych planach. Z drugiej strony był wręcz pewny, że kobieta nie zgodzi się na ich zamiary. Teraz czuł się jeszcze gorzej, bo wyraz twarzy żony zdradzał zbyt wiele emocji, które znał. Ron wiedział, że to co za chwilę powiedzą i co ukrywali od jakiegoś czasu jej się nie spodoba. Pod jej czujnym wzrokiem czuł się nawet gorzej niż przed własnym szefem. Do czego doprowadzili swój związek, żeby ukrywać takie rzeczy, żeby chwytać się takich środków i rozwiązań.
Jego samopoczucia nie polepszyła myśl, że Harry zrobił to samo w stosunku do Ginny.

muzyka (od drugiej piosenki)
Słońce zaczęło zapadać się już pod taflę wody na horyzoncie, kiedy George wyszedł ze swojego pokoju dręczony poczuciem winy. Tak mocno zakotwiczył się w przeszłości, że nie umiał pogodzić się z teraźniejszością.
Angelinę z dziećmi znalazł dopiero gdy zszedł do salonu otwartego na ogródek i piękny widok za płotem. Świeże powietrze przepływało w przeciągu przez duży pokój, targnęło dłuższymi i rozczochranymi włosami, palce wiatru przeczesały je niedelikatnie. Ted siedział na kocu na ziemi obserwując interesujące dla niego zjawisko Freda starającego się wyszamotać z objęć matki i wyjącego przy tym wniebogłosy.
– Dobrze, że nie mamy sąsiadów, zastanawialiby się czy nie wpadłeś przypadkiem w pułapkę na niedźwiedzie – powiedział mężczyzna, stając na drewnianym tarasie. Był boso, ale drewniane deski tak nagrzały się przez cały dzień, że oddawały zmarzniętym stopom ciepło popołudnia.
Angelina podniosła zaskoczone spojrzenie, a w tym momencie Fred uznał to za jedyną i niepowtarzalną okazję, żeby się wyrwać. Odbiegł kawałek, lekko kulejąc, z wygraną malującą się na twarzy.
– Aha! Dzięki za ratunek, tato!
George przeniósł wzrok na żonę, która popatrzyła na niego groźnie, ale to był tylko pozór. Naprawdę zaskoczyła ją obecność George'a na dole, ucieszyło ją, że wyszedł w końcu z domu. I on wiedział o jej odczuciach. Czuł się wystarczająco długo kulą u jej nogi. Przeszedł przez taras, poczochrał Teda, którego włosy stały się niespodziewanie rude, po czym usiadł na schodku, wystawiając twarz do zachodzącego słońca.
Z rozczuleniem zauważyła, że w takiej tonacji kolorystycznej nadanej przez słońce jego niespotykane włosy wydawały się płonąć na głowie.
– Fred wbił sobie drzazgę do stopę i nie chciał dać sobie jej wyciągnąć. „Dzięki tato” – naśladując jego głos w końcu mina Angeliny złagodniała. I tak nie potrafiła być długo zła. Kiedy dzieci odeszły, żeby zapolować na jaszczurkę, która „jak daję słowo na gacie Merlina!” przebiegła pod płotem ogrodu, nachyliła się w jego stronę. – Już za kilka dni powinien pojawić się Ron. Wiem dobrze, że długo czekałeś na t e n moment – dodała konspiracyjnym szeptem.
Po plecach przebiegły mu dreszcze ekscytacji, faktycznie długo czekał na chwilę, kiedy jego marzenie znów będzie miało okazję się spełnić. Stłumił myśl, że jego brat bliźniak powinien mieć szansę też to zobaczyć.
– Masz rację. On też długo czekał na Mistrzostwa Świata w Quidditchu – powiedział zamyślony, lekko kiwając głową.
Razem zjedli kolację, przy której dzieci się przekrzykiwały w błahej na pozór rozmowie. Umilkły tylko na moment, kiedy kobieta oznajmiła, że czas do spania, żeby wybuchnąć podwójnie głośno. Protesty zdały się na nic, Angelina pozostała nieugięta. Całą scenę jej mąż obserwował z uśmiechem, który błąkał się po twarzy. Dalej nie mógł zrozumieć, czym zasłużył sobie na nią i na swoje szczęśliwe, stateczne życie.
Kiedy wieczorem kładli się spać, pierwszy raz od dawna George naprawdę był szczęśliwy.


 Dodałam możliwość obserwowania, nawet nie wiedziałam, że się przyda :)
Całkiem szybko ten rozdział mi wyszedł, tak sądzę. I mam pytanie trochę dziwne - czy nie sądzicie, że używam zdecydowanie za dużo opisów? Czego jest za dużo, czego za mało? 
Miałam jakiś kryzys wiary w sens swojego pisania i nie wiem czy to nie od tego, że staram się coś zmienić na lepsze. Będę wdzięczna za każdą opinię, jak zwykle ♥

17 komentarzy:

  1. Zazwyczaj nie czytam niczego w czym występuję pairing Draco/Hermiona, ale opis bloga był zachęcający, a Twój komentarz do moich wypocin zmotywował mnie w końcu do zabrania się za tę historię.
    Uwielbiam ff o powojennym życiu bohaterów stworzonych przez Rowling, których czytałam - co prawda - raczej niewiele. Tobie udało się mnie kupić już samym prologiem, a rozdział pierwszy utwierdził mnie w przekonaniu, że na bank będę czytała dalej.
    Fragmenty z George'em podobały mi się najbardziej - mam słabość do ff o jego życiu po śmierci Freda. Na wieść o Mistrzostwach Świata w Quidditchu zaczęłam szczerzyć się jak głupia (Czara Ognia to moja ulubiona część!) chociaż kiedy teraz to piszę jest mi jakoś dziwnie smutno przez to, że nie będzie na nich drugiego z bliźniaków.
    + Bardzo lubię Twojego Rona, z którego nie zrobiłaś totalnego imbecyla/gwałciciela jak to w fanfickach niestety często bywa.
    - Co do ilości opisów - nie wiem czy jest ich za dużo, nie zwróciłam uwagi. A to pewnie dlatego, że bardzo mi się podobały i wspaniale mi je się czytało.
    Pozdrawiam, Alister

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za komentarz :) Z pewnością masz pojęcie, jak motywująca jest taka konstruktywna opinia *A*
      Czara Ognia, naprawdę? A uważasz że która jest najsłabsza, jeśli z ciekawości mogę spytać? No i fakt, smutno bardzo że postanowiono uśmiercić Freda :c
      Dziękuję! Co do Rona - i z resztą wszystkich innych postaci - staram się trzymać przy kanonie i nie zamieniać zbytnio ich charakterów :)
      Dzięki po raz trzeci! ♥

      Usuń
    2. Żadna nie jest najsłabsza, ha! Ale chyba najmniej lubię czytać "Kamień Filozoficzny" (a z filmów najbardziej nudzi mnie "Zakon Feniksa", bo oglądałam go największą ilość razy X'D).
      Ogólnie to nie lubię czytać o czasach Harry'ego (tylko jakieś powojenne miniaturki zdarza mi się czasami przeczytać) właśnie ze względu na kanon - bo większość takich fanficków, które dane było mi przeczytać z kanonem miały niewiele wspólnego. Ale u Ciebie tej niekanoniczności nie widać + kupiłaś mnie swoim stylem pisania i OPISAMI także na pewno zostanę tu na dłużej.
      Pozdrawiam, Alister

      Usuń
    3. Tak też podejrzewałam taką odpowiedź :D Sama nie umiem wybrać najsłabszej .w. No tak, pierwsza książka jeszcze była trochę bajkowa i dziecięca, tak sądzę ;)
      Jeny, cieszę się, że tak uważasz :3 zwłaszcza że zależało mi na kanoniczności postaci. Dzięki! ♥

      Usuń
  2. No, biorę się za komentarz c:
    Na początek - nie uważam że jest za dużo opisów, mimo że niektórzy nazwaliby je, hmm, może "patetycznymi"? To po prostu taki styl pisania, wiele jest takich książek i ja sobie cenię spojrzenie na świat w ten sposób, ważna jest ta część opisowa i emocjonalna, dla mnie przynajmniej. Dużo gorzej, kiedy opisy nie pojawiają się wcale i kiedy są same dialogi, ojejku to jest straszne .-. nie zmieniaj, nie musisz przecież dostosowywać stylu do tych, którzy przedkładają (nie wiem co, tutaj jakaś inna rzecz w opowiadaniu, szalona akcja czy bezsensowne dialogi?) nad opisy ;p i tak wszystkim nie dogodzisz. Poza tym skupiasz się wyraźnie na przeżyciach wewnętrznych i problemach osobistych, jak mogłabyś dać mniej opisów?
    No, a co do posta..
    Szkoda mi George'a. Niewiele osób pochyla się nad nim w taki sposób, jak ty to robisz, tak mi się zdaje. Może patrzysz z trochę podobnej perspektywy, ale osobiście jakoś ciężko mi było czytać o tych bliźniaczych emocjach, to pewnie rozumiesz czemu. Straszne. Ale nie ma samej przyjemności czytania, zmuszasz do przemyśleń i to jest właśnie najlepsze. I jeszcze to, że niczego tak naprawdę nie podajesz na tacy.
    Szkoda że takie krótkie, jakoś tak dopiero zaczynam czytać a tu już koniec po prawdzie. Uwielbiam twoje postacie, to jak opisujesz ich zachowanie i naturalne reakcje. Jesteś mistrzem emocji c:

    Czekam na następny rozdział ♥ z niecierpliwością ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę jakoś tak nie dałam rady przekazać w tym komentarzu tego, co czułam podczas czytania :v musisz się jedynie domyślić, sory bardzo. Aha, jeszcze jedno: UWIELBIAM TWOJE OPISY. I twój styl pisania. UWIELBIAM ICH.

      Dlaczego tak małoooo napisałaś? ;___; Pisz szybciej ;-;

      Największy fan. *zaklepane*

      Usuń
    2. Dzięki Valdziu za przepiękny komentarz *w*
      Przede wszystkim wdzięczna jestem za szczerą opinię, bo chyba zdałam sobie sprawę z tego, że masz rację - nie powinnam dostosowywać się do innych. Kiedy tylko opisy staną się nieznośne do czytania, koniecznie mnie o tym poinformuj ; . ;
      Tak, cóż, tak właśnie sądziłam, że Ty zrozumiesz o co chodzi :v takie przeczucie miałam, wiesz, pisząc to xd
      No i uważasz... że krótko? Czy ja wiem, za dłuższe nikt nie chciałby się nawet brać do czytania XD
      W każdym bądź razie - dziękuję, bo nie masz pojęcia, jak podniosłaś mnie na duchu. Z resztą jak zwykle, dzięki ♥ Jestem mistrzem emocji *////A////* Dzięki bracie ;////;
      Zdycham z komplementów *A*"

      Usuń
  3. Dobra, biorę się za ocenę.
    Powiem to tak, nie znam Ciebie z opowiadań indywidualnych, jak wiesz, ja sama do nich się nie palę i zaraz zdradzę jedną z przyczyn tego zjawiska. Otóż zawsze obawiało mnie jedno, co zrobić, aby czytelnik pozostał w swoistym stanie ekscytacji, która nie pozwala mu przestać czytać. Jak kończyć rozdział, aby każdy przeklinał Twoje imię w duchu za to, że musi czekać na ciąg dalszy. Powiem jedno - nadal nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale najwyraźniej Ty ją poznałaś. Nie wiem, czy masz tego świadomość, czy może samoistnie Ci to wychodzi, ale niezależnie od genezy, jest to niesamowity talent. W dodatku świetnie przeplatałaś dwa całkiem oddzielne wątki, a jednak połączone. Oczywiście nie wykładasz nam wszystkiego na jawie, dozujesz informacje, co mnie irytuje i cieszy zarazem. Brawo za to! W ogóle bym Ci klaskała menszu za takie piękne pisanie, już mi się nie chce wyszukiwać ambitnego języka, bo co mam pisać, jak wszystko jest takie piękne? Znam się na krytyce, a Ty nie dajesz mi tu żadnego pola do popisu!

    Uwielbiam Angelinę, niby nie pisałaś o niej wiele, ale kreacja jej postaci bardzo przypadła mi do gustu i konsekwencja w opisach zachowania Georga. Naprawdę w połączeniu z bajeczną scenerią Szkocji, która stopniowo krystalizowała się w mojej głowie, zostałam wręcz oczarowana tym rozdziałem... tak, oczarowanie to dobre słowo.
    Czekam na ciąg dalszy, może dłuższy, oczywiście najbardziej nie mogę sie doczekać swojego kochanego Draco, ale spokojnie, czasem potrafię być cierpliwa, szczególnie, kiedy przychodzi mi czekać czytając takie cudeńka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na same takie komentarze mogłabyś sobie założyć opowiadanie indywidualne, nawet nie musisz opowiadania pisać ;.; I wtedy ludzie będą mogli uwielbiać Twoje komentarze w swoich komentarzach jak ja teraz xD Dziękuję Ci bardzo za przepiękny komentarz, teraz już naprawdę zupełnie na serio, jestem wdzięczna jak niewiem ♥
      I wiesz co? Buduje mnie świadomość, że jeśli zacznę pisać coś źle, lamersko i w ogóle wstyd, to wiem, że mi to wypomnisz. Proszę, zrób to :)
      Draco będzie, dziękuję jeszcze raz! Menszu! <3

      Usuń
    2. .////. Aby moje komentarze były coś warte, najpierw musi być ktoś, kto napisze coś wartego moich przemyśleń, jak Ty <3
      Jo Ci błędów nie wytknę? Oczywiście, że o nich napiszę, żebyś była jeszcze lepsza, chociaż z zawiści nie powinnam tego robić xP
      Nie ma za co ;)

      Usuń
  4. To teraz kolej na mój komentarz. Musisz wybaczyć mi długość, bo nie potrafię się rozpisywać.
    Kobieto! Ja tu się przez cały ozdział męczę, myśląc, o czym rozmawiali Harry i Ron z szefem. I za Chiny ludowe bym nie wpadła na to, że to będą Mistrzostwa Quidditcha! Powiem ci, jesteś jedyną osobą, która mnie tak zaskoczyła na samym początku. Szacun!
    Co do George'a... Bardzo fajnie opisałaś jego przeżycia. Ja osobiście nie lubię czytać opisów na pół strony, ale ja tak sama piszę. Mną się nie przejmuj. Jak powiedziała Valeriane: ,,i tak wszystkim nie dogodzisz". Więc nie zmieniaj nic ze względu na takich kozłów jak ja :P
    No to więc koniec tego dobrego, pora się pakować do łóżka, jutro ma dużo do zrobienia.

    Pozdrowionka, Emelia (wcześniej Dravelia) DSE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długość nie ma znaczenia, a treść! *^* Dziękuję Ci bardzo za komentarz, z pewnością zajrzę niedługo do Ciebie również :)
      Jej, cieszę się że udało mi się kogoś zaskoczyć, mam nadzieję że Mistrzostwa uda mi się opisać... Może nie po"mistrzowsku", ale, hehe sucharek, jakoś to wyjdzie :D
      Bardzo dziękuję Ci za przepiękną opinię! ♥

      Usuń
  5. Witam
    Mistrzostwa świata w Quidditchu- na to bym nie wpadła. Choć czytałam ten rozdział zaraz po prologu, nie znaczy, że przez tą krótką przerwę pomiędzy jednym i drugim nie zastanawiałam się nad tekstem.
    Bardzo spodobał mi się fragment poświęcony George'owi. Jak wiem, po śmierci Freda nie był już w stanie wyczarować patronusa. Utracił cześć siebie. Poruszyłaś bardzo ważne zagadnienie: ,,Jak mogę dalej żyć, skoro cześć mnie jest martwa ?''.
    Co do pary Ron&Hermiona jest to moja najbardziej znienawidzona (właściwie znielubiona, nie mogę powiedzieć o nienawiści) w całej serii HP- czytałam/oglądałam. Według mnie oni w ogóle do siebie nie pasują. Nie są pozornym (mniej lub bardziej) zderzeniem dwóch światów jak Draco i Hermiona (Dramione <3 <3 <3) i nie mają zbyt wiele wspólnych cech. Sądzę, że po pewnym czasie ona czułaby się nieszczęśliwa, w małżeństwie z taką, osobą jaką jest Ron, a on myślałby o sobie jak o przykładnym mężu- bez wzajemności. Po pewnym czasie z pewnością on zacząłby ją irytować.
    Przepraszam, jeżeli zanadto się rozpisałam.
    Twoje opowiadanie bardzo mi się spodobało i wiedz, że będę tutaj częstym gościem.
    Pozdrawiam i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za przepiękny komentarz ♥
      I tak, masz rację, nie mógł już później wyczarować patronusa, stąd właściwie lwia część mojego pomysłu żeby przedstawić go tak, a nie inaczej. Trochę smutny obrazek...
      Heh, no cóż, ja sama lubię Draco i Hermionę, mam nadzieję że nie zawiodę Cię swoim wyobrażeniem o tej parze :D Ani w ogóle niczym innym nie zawiodę. Ale muszę przyznać, że Twoja analiza związku Rona i Hermiony jest bardziej niż trafna ;)
      Dziękuję jeszcze raz! :)

      Usuń
    2. Ja również bardzo dziękuję :D

      Usuń
  6. Ufff! Pierwszy rozdział wcale mnie nie zawiódł, co często dzieje się po przeczytaniu naprawdę dobrego prologu, więc naprawdę mega wielki plus dla Ciebie! Mało tego, dzięki temu rozdziałowi wciągnęłam się w Twoją opowieść jeszcze bardziej, ponieważ jest zupełnie inna niż wszystkie. Twój Ron jest inny, więc jestem skłonna stwierdzić, że jeżeli Rowling by go wykreowała w podobny sposób to bym go nawet polubiła. Niestety w oryginale był dla mnie ciamajdą i zupełnie nie pasował mi do Hermiony, więc byłam rozgoryczona kiedy autorka zrobiła z nich parę. Podoba mi się George. Nigdy nie czytałam blogów o nim po śmierci brata. Jeżeli chodzi o relację bliźniak-bliźniak to zawsze mi się wydawało, że to jedna dusza podzielona na dwa ciała, więc tym bardziej chylę czoła nad tym, jak ukazałaś jego tęsknotę za Fredem. Z niecierpliwością będę czekać na kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarze!
      I cieszę się, że mi się udało nie zawieść po prologu, to naprawdę dużo dla mnie znaczy :)
      Co do bliźniaków, to masz zupełną rację, sama widzę to w taki sam sposób. Dziękuję jeszcze raz za wszelkie komplementy, niedługo wpadnę też do Ciebie! ♥

      Usuń